sobota, 10 listopada 2012

Czas leci... i wychodzi szydło z worka.

Czas leci; Mały to najfajniejszy dzieciak z jakim miałam do czynienia-wszelkie chimerki i histerie przeszły; nawet mamy jakieś takie swoje rytuały powtarzane każdego dnia.

Starszy za to zaczyna mnie porządnie wkurzać. Zaczęłam go nawet nie lubić. Starałam się ze wszystkich sił nauczyć go trochę samodzielności typu; zakładanie skarpetek, wkładanie piżamki, sprzątanie zabawek, powieszenie kurtki na haczyk. Ma prawie 5 lat, myślę, że nie są to jakieś strasznie męczące zajęcia... Zawsze starałam się mu dogodzić; jak chciał czekoladkę to dostawał, jakąś bajkę na DVD czy grę na Ipadzie-nie mam nic przeciwko (jeśli nie ma tego przez cały dzień). Czasami dzieciaki też muszą się w ten sposób odstresować. Starałam się z Nim nawiązać jak najlepszy kontakt.
Jednak On najwyraźniej ma inne spojrzenie na nasze relacje; nie ma mowy o jakimś przytuleniu czy daniu buziaka na 'do widzenia' (tak jak Mały). No dobra, może nie każdy lubi ciągle się przytulać ale to moje pierwsze dziecko, które na próbę dostania buzi ucieka i drze się w niemiły sposób 'ja nieeeeeeee!'. Czasami mi przykro.

Kiedyś chciał żebym zbudowała mu rakietę z papieru-myślę sobie-o super, coś co nam pozwoli na 'zjednoczenie sił'. A gówno. Nawet przyniosłam butelkę, żeby rakieta była 'super'. Po godzinie klejenia, wycinania i konstruowania rakieta była gotowa. Cudna. Stwierdził, że mu się nie podoba. Poczułam się okropnie, bardzo przykre słowa. Powiedziałam mu więc, żeby wyrzucił ją do śmieci. Wziął, poszedł i... nie wyrzucił. Wieczorem, kiedy Jego Mama wróciła, poleciał do niej z jęzorem, że KAZAŁAM MU WYRZUCIĆ RAKIETĘ A ON NIE CHCIAŁ WCALE! Szlak mnie trafił, 3 wdechy i starałam się jej wytłumaczyć dlaczego, ale po 1min poczułam się najzwyczajniej głupio.

Jeśli chodzi o smoczki; taaaaaaaaaaaa smoczki to następna sprawa, która wypowadza mnie z równowagi. Oboje ssą smoki. Na umór. Takie duże dzieci!? 5 i 2 lata :O Pomyślałam więc, że może spróbuję ich tego oduczyć-ehe-powodzenia z tymi Rodzicami. Tak z Rodzicami, nie z Dziećmi.
Oczywiście trzeba być przygotowanym na protesty ze strony dzieciaków-kiedy ich nie ma? Pewnego razu postanowiłam najzwyczajniej zrobić 'Dzień bez smoka'. Poszło SUPER! Chłopaki zostawili smoczki w łóżkach, nawet na drzemkę ich nie mieli. Raport zdany Rodzicom. Dzień drugi- 'wolimy, żeby chłopcy ssali smoczki, wiesz-my nie jesteśmy gotowi na to, żeby oni przestali. To taka rekompensata dla nich, że nas nie ma w domu'. Kopara mi opadła. Razem z mózgiem. Na początku nie wiedziałam czy to jakiś joke jest czy poważnie oni to mówią... Oczywiście Starszy poskarżył się, że jestem Czarownicą.
Tydzień później chłopaki dostali nowe smoczki. Powodzenia moi drodzy. Smoczki będą ssać do 40stego roku życia-bo rodzice muszą pracować. Jesteście świadkami-nie przyłożę ręki do późniejszej batalii.

Starszy dostaje czekoladę na śniadanie, obiad i kolację. Owoców w domu nie ma. No bo po co? Kłóci się to z moimi zasadami.

Następna sprawa; Matka zazdrosna o opiekunkę. Ale to opiszę w osobnym poście kiedyś.

Moje wypłaty. Umówiliśmy się, że tygodniówkę dostawać będę w każdy piątek. Ponieważ tak chcę. W razie jakiekogolwiek konfliktu, rzucania pracy itp. nie tracę całego miesiąca, tylko ew. tydzień. Tak samo oni. Niestety trudno im strasznie wyciągnąc te XXX kasy i dać mi w umówiony dzień. Zdarzyło się raz-no okej, to wyślijcie mi na konto. Nie wysłane. Pytam dlaczego; 'aaaaa bo to zbyt skomplikowane'. Znowu mi opadł mózg. Nie mamy tutaj do czynienia z kimś kto pojęcia nie ma co to jest komputer-ona prawnik, on dyrektor marketingu. Drugi raz, trzeci, czwarty. NO HOLA! Umowa to umowa! Wczoraj aż mi para poszła z uszu jak w momencie kiedy czekam na tygodniówke, słyszę 'ooo Tata nie zostawił Ci pieniędzy?', 'nie', 'acha-a to możemy zapłacić Ci w przyszłym tygodniu?'. NIE K**** NIE MOŻECIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! zabrzmiało w mojej głowie, jednak z mych ust brzmiało to 'nie ma problemu'. Tak nie można. Jeśli coś zostało wykonane to należy za to zapłacić.

Nie wiem już sama czy to, że już jestem nianią tyle czasu czy też to, że nie odpowiada mi 'polityka' tej rodziny, mam zamiar szukać nowej pracy.


niedziela, 23 września 2012

Jesienno...

Przyszła jesień. Amsterdam chłodny i kapryśny, doskonale opisuje go tytuł sławnej książki (i filmu) "Czasem słonce, czasem deszcz".


Chodzimy z Małym na Story Reading; super sprawa! Trochę ma opory, kiedy widzi dużo dzieci; ucieka w kąt i za nic nie chce się z niego ruszyć! Później, w trakcie czytania bajek, wychodzi z kąta i siada mi na kolana, uważnie słucha i reaguje śmiechem albo zdziwieniem-wszystko zależy od historii! :) Cudownie słodko!

Poranki nadal są gehenną! Mały drze się w niebo głosy dopóki Rodzice nie zamkną drzwi, kiedy ten moment następuje, Mały po prostu zmienia oblicze i jest dobrym, grzecznym i fajnym dzieckiem.

Jak już pisałam-zasugerowałam jedną z playgroup w Amsterdamie (Jacaranda)-słyszałam pozytywne opinie, Mama wstępnie pomysł zaakceptowała; dobrze być taką nianią, której opinie Rodzice poważnie biorą pod uwagę!

Starszy łapie coraz więcej angielskiego; co rusz zaskakuje mnie nowymi słówkami i zdaniami :) Uczymy się nawzajem.

Chyba kupie im taki mały magnetofon i jakieś płyty z historyjkami albo piosenkami po angielsku. Dzieci uczą się najchętniej przez zabawę!

Na forum Polonii w Holandii zamieściłam topic o 'zgrupowaniu' opiekunek do dzieci, dziwne bo żadnego wpisu do dzisiaj nie ma! Wszystkie nianie i au-pairki boją się, że ktoś je zje czy nie chcą się ujawniać? Bo to podobno jedna z takich 'biednych' prac jest... faktycznie milionerką nie jestem ale nie uważam żeby była to jakaś okropna praca. A może to po prostu polska natura-spojrzeć na bloga, przeczytać topic ale się nie ujawniać, udawać, że w ogóle nie jest się z Polski...

poniedziałek, 17 września 2012

Trzeci tydzień.
Nadal nie mogę się przyzwyczaić-teoretycznie ta praca jest lekka, nawet przyjemna, jednak są takie momenty dnia, w których oddałabym duszę, żeby tutaj nie pracować. Kiedy dziecko płacze serce człowiekowi pęka, jest przykro i ogólnie jakoś tak... ktoś kiedyś powiedział 'wiesz, to nie jest nic osobistego'-tutaj trochę się to sprawdza-dziecko nie płacze bo konkretna osoba z nim zostaje, płacze bo mama/tata go zostawiają... sama Mary Poppins miałaby problem :)

Odbyłam rozmowę w ostatni piątek z Mamą; zgodnie (thanks God!) stwierdziłyśmy, że to jej 'wpadanie' w ciągu dnia nie jest dobre ani dla dzieci, ani dla mnie, ani dla niej! Został ustalony plan tygodnia (w środy przychodzę później, juhuuu!).

Starałam się znaleźć w mieście jakieś playgroup dla dzieci-niemożliwe! Jest Story Reading w English Bookshop (polecam! Mały był zachwycony, zresztą ja też! Atmosfera niesamowita :)) i to by było na tyle... szkoda, bo pewnie wiele mam i niań skorzystałoby z jakiś tańszych (można się zapisać do plagroup ale kosztuje to około 170 euro za semestr! Lista oczekiwania też jest długa) form rozrywki dla siebie i dzieciaków.


I tak już leci drugi tydzień... sama nie wiem czy ta rodzina ma jakiś dziwny sposób bycia czy może ja jestem już totalnie wypalona?

Dzieciaki są szalenie rozpieszczone, płaczliwe i jakby to określić w naszym podwórkowym języku "rozmemłane"!
Czterolatek w trakcie drzemki i w nocy ssie smoczka i pije mleko z butelki (!!!), nie jest nauczony sprzątać i ogólnie jakoś brak mu samodzielności. Ma przyjemny charakter-jest miły i dosyć grzeczny, zdarzają się małe dramaty ale wszystko w akceptowalnym stopniu. Mama chłopców twierdzi, że mieli nianię "od zawsze"-szczerze mówiąc, nie wydaje mi się! Dzieci zupełnie nie są przyzwyczajone do bycia z kimś innym niż rodzice! Ciągle pytają o nich, płaczą na samo wspomnienie... Bariera językowa jest ogromna-nie mówimy w tym samym języku co powoduje głównie jego nieufność.
Młodszy jest uzależniony od smoczka i przytulanki-wszędzie trzeba to ze sobą nosić (aczkolwiek ja smoczka nie biorę jak wychodzimy, nie ma i już, nawet nie pyta-z mamą ssie smoczka ciągle...). Ogólnie to bardzo spokojne, ciche i mało kontaktowe dziecko. Jest zabawny i słodki ale nie umie bawić się z innymi dziećmi. Zapisałam nas na 'Czytanie bajek'-zobaczymy jak będzie...

Co do mojego rozkładu dnia-sama nie wiem. Mama zamiast próbować wprowadzić rutynę typu 'mama wraca o godzinie 18:00', konsekwentnie zmienia rozkład dnia 'wpadania do domu' doprowadzając do dantejskich scen z udziałem Młodszego.

Dużym minusem jest też to, że tylko 2 dni pracuje poza domem, w pozostałe jest w swoim biurze, w ogrodzie co nie ułatwia sytuacji-kiedy tylko np. oderwie się jakaś część od autka-Starszy wychodzi na balkon i drze się w niebogłosy "MAAAAAAAAAAAMOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO!!!", wtedy Młodszy uświadamia sobie, że powinien zacząć teraz płakać i rzucać się na podłogę...
Jak już mówiłam-nieoczekiwane wizyty Mamy, decyzje o pójściu z nami do parku (co skutkuje krzykiem i łzami kiedy tylko zbliżam się do placu zabaw-Młodszy identyfikuje go z Mamą), odebrania Starszego ze szkoły nie ułatwiają sprawy... czuję się wymęczona po całym dniu!

środa, 5 września 2012

Początek nowego... a może i starego?

Czasami jestem jak sportowiec-akrobata, czasami jak generał, tyle, że "w spódnicy", czasami jak strateg na wojnie, czasami jak wszystkowiedzący profesor, lekarz, czasami jak wyrocznia, kucharka, taksówkarz, pomoc domowa, czasami jestem jak mama i/czy tata, a czasami jestem jak dziecko. Mówiąc jednym słowem-jestem nianią.

Moja kariera rozpoczęła się jakiś czas temu, pracowałam z rodzinami, którym można by dać miano "idealnych", pracowałam też z takimi, których określa się jako "normalnych" i oczywiście jacyś "nienormalni" też się trafili :) Lubię swoją pracę! 

Praca niani wymaga wyczucia, pasji i cierpliwości. To takie trzy podstawowe warunki. Przydałaby się też asertywność i świadomość własnej wartości, poczucie odpowiedzialności, empatii i zdolność do poświęceń. Niania nie może mieć problemu z nawiązywaniem kontaktów i bycia "elastyczną".
Mówiąc ogólnie-żeby być dobrą nianią, trzeba posiadać trochę cech człowieka idealnego, ponieważ często trzeba się dopasować do rodziny, do sytuacji. 

To wcale nie jest łatwa praca! Ci, którzy myślą, że jest to jedna z tych, o których mówi się "siedzieć na dupie i nic nie robić" powinni spróbować tej przyjemności. Daję stówkę, że zmienią zdanie w ciągu dwóch godzin. 
Dzieci są kochane, często jednak mają ataki "potworstwa", które zmieniają je w jakieś bliżej nieokreślone osobniki z innej planety-głośne i niszczące system nerwowy, potrafiące zepsuć humor w ciągu zaledwie 2 minut, żeby później naprawić go w 30 sekund (z ich słodkimi uśmiechami i przytulaniem). Nawiązuje się taka wyjątkowa więź porozumienia między dzieckiem a nianią-nie jest to absolutnie miłość rodzicielska (bo jednak to nie są twoje dzieci), ani braterska, ani też nie jest to zwykłe "lubienie się"-jest to taka więź, która pozwala zrozumieć siebie nawzajem, zaprzyjaźnić się, złościć się na siebie i wybaczać, obu stronom daje poczucie bycia kimś ważnym... 

Rodzice, ach, rodzice natomiast to twoi kumple, towarzyszysz im na tej ciężkiej drodze wychowania ich dzieci, to również twoi szefowie co utrudnia czasami sytuację... Często niestety nie zdają sobie sprawy, że niania i dzieci posiadają tą specjalną więź o której mowa powyżej, często też nie są świadomi, że bycie nianią dla ich dzieci to nie sam "cud, miód i orzeszki". Co chwilę słyszę historie, w których rodzice nie szanują niani, nie traktują jej odpowiednio a nawet i wykorzystują (tutaj właśnie zachodzi potrzeba uruchomienia tzw. asertywności, co jest trudna sztuką!). 

Myślę, że zawód niani do dziś kojarzy się wyłącznie z nastolatką oglądającą tv, kiedy rodzice wyszli wieczorem lub z dojrzałą kobietą, która już odchowała swoje dzieci i musi sobie dorobić, bądź z kimś kto wyjechał za granicę i nie może znaleźć innej pracy. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że współczesne nianie to często wykształcone, młode, eleganckie kobiety, które miały wybór i wybrały właśnie tą formę zarobku. Nie wiem dlaczego często myśli się o niani jako o zawodzie łatwym, o takim, który łatwo jest porzucić i do którego nie potrzeba żadnych specjalnych kwalifikacji. Nie rozumiem też skąd w ludziach chęć szufladkowania; jeśli mówię, że jestem nianią, nie znaczy to, że jestem nieudacznikiem, że zarabiam grosze i że jestem mniej ważna i mniej warta niż nauczyciel czy lekarz...

W tym tygodniu zaczynam pracę z moją nową rodzinką. Duże wyzwanie. Dzieciaki nie mówią po angielsku, mój francuski jest, mówiąc szczerze, marny. Mamy spore trudności z komunikacją i nie jestem pewna czy odpowiada mi sposób wychowywania chłopców (tak tak moi kochani-jeśli sposób wychowania dzieci nie odpowiada niani, bo np. kłóci się z jej osobistymi zasadami, niania ma prawo przedyskutowania sprawy!). 
Jak zawsze jednak dam z siebie wszystko. Za jakiś czas będzie jasne czy do siebie pasujemy czy też trzeba będzie się pożegnać...